Wiktoria Rymarz z Korczowa

W tej części cyklu: "Opowieści z dawnych lat", Wiktoria Rymarz z Korczowa opowiada o legendach, strachach i dawnych rozrywkach w swojej rodzinnej wsi.

Wiktoria Rymarz

"Starsi ludzie nie mieli telewizorów, nie umieli pisać w większości i czasem się nudzili, dlatego się schodzili i opowiadali, każdy co miał do opowiedzenia. Pamiętam, że do mojego ojca schodzili się kiedyś sąsiedzi, bracia i inni. Ja lubiłam bardzo słuchać, co oni tam sobie mówią. Siadałam gdzieś z boku zwykle i słuchałam. Opowiadali o strachach, o legendach, o tym jak ktoś komuś na źle robił, jak się paliło, jak ktoś komuś komin zatkał, jak żarty robili… Mówili też, że dawniej tu las był, a później wykarczowali i powstała wieś, mówili, którędy stara droga szła… Że dawniej była taka dylówka, później z kamienia.

Pamiętam, że raz sąsiad przyszedł i sobie opowiadali o różnych strachach, o śmierci, co Na Ławce pod Brodziakami siadała. Tam trzeba było przejść przez taki rów, strumyczek niby, nad którym była jako mostek taka ławka. Mówili, że jeden nie mógł przejść, bo śmierć mu na plecach siadła i musiał ją przenosić. Słyszałam też już z dawien dawna, że przy szosie ze Smólska do Biłgoraja była taka stara kapliczka, przy której zawsze coś straszyło.

Jak byłam jeszcze panienką to chodziłam z Korczowa piechotą na Ratwicę uczyć się szyć. Szłam do Brodziaków, później na Wolaniny i na Ratwicę. Ponad Czarną Ładą pod Brodziakami szła ścieżka, a w poprzek tej ścieżki były takie rowy spuszczane z pól i łąk do rzeki. Jak szłam tamtędy, to zawsze mi się przypominały te strachy co opowiadali o tej śmierci, co na ludziach siadała.

Bezednia to rzeczka od Korczowa poza Chorosnym, pomiędzy polami smólszczańskimi a lasem Chorosne i Krasne. Ona sięga też z drugiej strony do samych Rogali. Mówili na to Bezednia, ponieważ tam była straszna grzęzawica, że dna nie było, że można było pójść na dno i nie wyjść. Pamiętam, że tak dzieci straszali. Starsi ludzie mówili, że nazywa się to Bezednia bo tam się utopił jakiś bogaty Pan, razem z końmi i zaprzęgiem.

Opowiadali też, że razu pewnego w Korczowie siedzieli sobie kawalerowie ze wsi i rozmawiali. Wieczorem wyszli z domu i zobaczyli, że biega młody, piękny źrebak. Chcieli go złapać, ponoć ganiali za nim całą noc, a nikt go nie złapał i jak zaczął się dzień robić, to ten źrebak znikł".

Opr. Dominik Róg