Aniela Małysza z Dąbrowicy

Aniela Małysza opowiada o życiu w dawnej Dąbrowicy. Wspomina pracę w polu, życie codzienne oraz opowieści o karczmach w okolicy wsi.

Dąbrowica i okolice na mapie z 1938 r

Dawniej żyliśmy tylko z rolnictwa. Niektórzy jak mieli jakiś warsztat, to dorabiali sobie. Mój ojciec strugał łuby i robił przetaki, które sprzedawali gdzieś do Galicji. I sobie radzili bardzo dobrze. Tata nie jeździł, tylko do niego kupcy przyjeżdżali. No ale ludzie przeważnie z pola żyli. Siali len, konopie, trochę tego sprzedawali. Można było zdać, sprzedać to w Biłgoraju. Jak to było oharużone, to tam się nosiło i tam płacili trochę za to. Przed wojną to wszystko Żydzi skupywali, bo Biłgoraj to był w większości przez Żydów zamieszkały. Jak już ta wojna była, to starsze babki płakały: Jak my będziemy bez tych żydów. Kto to będzie handlować z nami. Bo przecież oni wszystkim już handlowali.

Kiedyś ludzie żyli praktycznie tylko z tego co sobie sami zrobili. Nic raczej nie kupowali, tylko sami robili jedzenie, meble z drzewa też. Tak jak u nas, jak ja już później ożeniłam na Kolonię, to tam umieli wszystko robić. I szafliki, wszystko. Nic nie kupowali. Z drewna były wiadra, takie skopki, maśniczka. Wszystkie gospodarskie rzeczy to z drzewa.

Len się przędło, te kądziele były, prządki były, chodziły kobiety zimową porą do sąsiadów żeby jakoś razem rozrywki były. I potem nawet moja matka przędzę robiła, a ja już jak młodą dziewczyną byłam, też umiałam warsztatem robić tę przędzę. Zza Biłgoraja, z Turzyńca aż, tam z wiosek koło Zwierzyńca przywozili do wyrobu motki i mama robiła i jej płacili ludzie. Podczas wojny to początkowo było jeszcze jako tako, ale później nie można było nic kupić tutaj i jeździli tam do Stalowej Woli, po trochu się wyrywali. Tam już można było coś kupić, kiełbasę jakąś, trochę jakiegoś mięsa.

Oj w domu było aż 12. Bo było tak: ośmioro rodzeństwa, ojcowie i dwie babki jeszcze. Mamy mojej mama i taty mama. Nie wiem jak mama nas wykarmiła. Ja byłam najstarsza więc mi nie folgowali. Kiedyś dziewczyny nie chodziły jak dziś, tylko już w wieku 10 lat do roboty w pole chodziłam, a jak już miałam 11-12 lat, to do spółki do zbierania za kosą. Przecież za kosą trzeba było zbierać. Chłop kosił, a zboże trzeba było wiązać i zbierać. Ja lubiłam się ścigać ze swoją babką, ona była żniwiarka taka, że nikt jej nie wyprzedził. Jak się raz ścigałam, to nagle mówię: babko gadzina mnie ukąsiła, a to wcale nie był wąż, tylko nowym sierpem się trochę okaleczyłam. Robiło się i tym sierpem się rżnęło, chłopy kosiły. Ja sama też nauczyłam się kosić. Jak się posiewy takie siało, żeby to było taki owies, no to to sobie ukosiłam, mamie przyniosłam żeby było dla krów. Jak się krowy doiło, dawało się jeść. No i tak się żyło ze swojego gospodarstwa. Wszyscyśmy tak samo w polu pomagali.

Kiedyś też takie płachty lniane robili, nie było żadnych prześcieradeł ino wybieliło się płótno. To płótno też nawet nie było jak bielić. Podwórko mieliśmy długie za stodołą, trochę taki ugorek był tam zostawiony, tam te płótna rozciągaliśmy, żeby je wybielić na koszule białe. To się namaczało, potem trzeba było to prać w rzeczce, która w Dąbrowicy płynie. A później to te włosianki nastały w Biłgoraju.

Dąbrowica była mniej więcej taka jak dzisiaj, tylko że na Kolonii było 4 czy 5 mieszkań a teraz jest znacznie więcej. Ludzie opowiadali o tych karczmach, co były pod Dąbrowicą i Biłgorajem. Podobno tam bardzo chłopi pili, nawet nocowali niektórzy i nie przychodzili do domu. To już te kobiety mówiły, że ono tam umrą z głodu, gdzież to pić i nie jeść. Nosiły im jeść tam do tych karczmem. Jak byłam mała to pamiętam karczmę, jak szłam do kościoła. Jedna była pod miastem, ale później ją zlikwidowali. Mówili, że ta karczma pod Biłgorajem się zapadła. Ona była tam gdzie stary cmentarz jest nad rzeką. Tam się zapadła i tam takie było topielisko, jeszcze pamiętam, że kaczki tam pływały. Ojciec mówił: nie idź dziecko bo się utopisz tam. Może z 5 metry wody jest. Tak mówili.

Potem ludzie mówili że straszy w Poćwiartkach, gdzie była ta karczma. Koło skrzyżowanie do Soli, jak droga idzie do Dereźni. Od tej krzyżówki jak się do Biłgoraja jedzie jakieś 50 metrów w tamte stronę, przy drodze po lewej stronie. Tam ta karczma prawdopodobnie się spaliła. Tam później ludzie jacyś z wykrywaczami chodzili i monety znajdowali.

 

 

Oprac. Dominik Róg i Irmina Ziętek