Osada Lisie Góry

W głębi lasów pomiędzy miejscowościami Nadrzecze, Rapy Dylańskie, Ignatówka i Karolówka, niedaleko wzniesienia zwanego Lisią Górą, istniała jeszcze do niedawna niewielka osada leśna.

GOK_0652

Lisie Góry, na niektórych mapach oznaczone również jako Kolonia Kątecka, pojawiają się w kartografii na przedwojennej mapie WIG z 1938 r. W maju 1943 r. swoją Szkołę Podchorążych w tamtej okolicy założył tam Józef Stegliński ps. „Cord”, a licząca wtedy kilka domostw osada była miejscem schronienia dla konspiratorów i uciekinierów (m.in. Stefana Alwina, „zielarza” z Nadrzecza). W czasie wojny w Lisich Górach mieszkało kilka rodzin, które posiadały wokoło zabudować swoje pola i ogrody. Według relacji Stefana Alwina (patrz niżej), gospodarz Marcin Bąk próbował tam zbudować młyn.

Mieszkańcy Lisich Gór byli silnie związani z Nadrzeczanami, tak poprzez zwykłe kontakty społeczne, jak i drobny handel. Janina Birut z Nadrzecza wspomina, że niemal całe dzieciństwo spędziła w tamtej okolicy, pasąc krowy w okolicznych lasach i łąkach takich jak Lisie Bagno, Wypalonka, Koło Ciosa itd. (patrz niżej). Jeszcze do 2006 r. w samotnej chałupie na Lisich Górach mieszkał Henryk Bąk, został on jednak brutalnie zamordowany, a jego dom podpalono.

W poszukiwaniu pozostałości po osadzie Lisie Góry udałem się w grudniu 2019 r. razem z druhem Andrzejem z OSP w Nadrzeczu, pasjonatem historii lokalnej, który bez problemu wskazał ślady po osadzie. Bez trudu odnaleźliśmy pozostałości po budynkach (cegły, doły, podmurówki), a nawet sprzęty gospodarstwa domowego

 

Janina Birut o Lisiach Górach:

„Na Lisiej Górze ja się wychowałam. To było nasze ulubione miejsce, my tam w lesie pasłyśmy krowy. Tam czułam się jak w domu, tyle czasu tam spędziłam. Krowy paśliśmy za Lisią Górą, aż do tzw. Gościńców. Podczas wojny tam mieszkał Bąk, Ciosy, Stece, Ślangiel… z tego co pamiętam, to było tam siedem rodzin w wojnę. Oni tam mieli pola, na których normalnie siali zboże, kartofle, warzywa sadzili. Te pola były dookoła ich budynków, a za polami już tylko lasy. Jak zgubiliśmy nieraz bydło, to ono poszło w szkodę w ich pola. Wtedy oni te krowy zabierali, wydoili i dopiero wtedy można było sobie pójść je wziąć. Z Lisiej Góry krowy zbiegały na Lisie Bagno napić się, tam była taka jakby naturalna studzienka. Każda okolica leśna miała swoją nazwę. Ja pamiętam jeszcze różne nazwy z tych okolic: Karpisko, Dębowiec, Lisia Góra, Lisie Bagno, „Koło Ciosa”, Kąteckie, Sokołowskie, Frampolskie, Hołotowe, Wypalonka. Później ludzie stamtąd się wynieśli, wymarli. Najdłużej mieszkał Heniek Bąk, który niedawno zginął tragicznie u siebie w domu”.

(fragment relacji Janiny Birut, nagranej 30 stycznia 2020 przez Dominika Roga)

 

Stefan Alwin o ukrywaniu się u Marcina Bąka i jego młynie:

„Co kilka dni zmieniałem miejsce nocowania, nie chcąc zbytnio narażać przyjaznych mi ludzi na ewentualny nagły nalot UB. Raz po raz chodziłem także do jednego z moich najlepszych zbieraczy liści jagodowych i grzybów, Marcina Bąka, zamieszkałego w osadzie leśnej Lisie Góry. Był to człowiek prosty, bez żadnego wykształcenia, ale z bogatą fantazją. Lubił majsterkować, znosząc z pól bitewnych różne porzucone koła, zębatki i inne części samochodów i porozbijanych czołgów. Z tych najrozmaitszych części przeróżnego żelastwa usiłował zbudować młyn… - perpetuum mobile (z języka łacińskiego: wiecznie poruszający się, sprzeczny z zasadami fizyki, nie dający się zbudować silnik). Tak się głęboko przejął tym swoim pomysłem i tak uwierzył w możliwość urzeczywistnienia swojej fantazji, że zbudował na tym leśnym osiedlu młyn drewniany, a w nim usiłował zmontować mechanizm, który, raz uruchomiony, mełłby bez końca… […]

U Marcina Bąka sypiałem na poddaszu jego ciągle jeszcze nieuruchomionego młyna. Czasami w ciągu dnia, kiedy mi się już spać nie chciało, po prostu nudziło mi się, schodziłem na dół i ostrożnie, żeby mnie przypadkiem ktoś obcy nie zobaczył, przechodziłem do kuchni gospodarzy na pogawędkę”

(S. Alwin, Biały Kruk – czyli dzieje jednego życia pomiędzy Prypecią i Odrą, pod red. K. Garbacza, Zielona Góra 2016, s. 280)

 

Kazimierz Pacyk ps. „Grom” o szkole podchorążych pod Lisimi Górami:

„W maju zacząłem normalną pracę w Ruchu Oporu jako gajowy. W czasie mojego leczenia prace w ruchu oporu i w lesie prowadził za mnie gajowy Adam Jachosz ps. ? i gajowy Kowalczyk Franciszek ps. ? Maj był ciepły, bo już w połowie maja komendant „Cord” organizuje podchorążówkę w porozumieniu ze mną no i lokuje szkolenie na Lisich Górach w lesie fabrykanta (Żyda). Tam teren był odpowiedni, wyżyna, las sosnowy od 30 do 80 lat, od wsi Nadrzecza 6 km, od Rap Dylańskich również 6 km, od Biłgoraja 10 km, od Frampola 15 km i od wsi frampolskich 10 – 8 km. Zdawałoby się, że w takim zakątku będzie bezpiecznie, było odwrotnie. Tu okoliczni mieszkańcy czuli się bezpiecznie i byli częstymi gośćmi wokół podchorążówki. Po ukaraniu chłostą sołtysa za zabranie jałówki i za pobieranie łapówek od biednej ludności Majdanu Gromadzkiego i Nadrzecza, podchorążówka została przeniesiona w pierwszych dniach czerwca w pobliże miasta Biłgoraj, a dokładnie 3 km od stacji wąskotorowej kolei Rapy i tyleż km od szosy Biłgoraj – Zwierzyniec”.

(Pamiętnik Kazimierza Pacyka ps. „Grom” komendanta placówki VII AK w Rejonie Biłgoraj w latach 1939 – 1944, oprac. M. Działo, w: Zeszyt Osuchowski nr 15, Osuchy 2018, s. 20)

 

Opr. Dominik Róg